Zawsze byłam psiarą.Miałam, kochałam,dbałam, karmiłam , zżywałam się .. a potem płakałam po nich, kiedy przyszło się rozstać. Najpierw był to Net- spore czarne kundlisko, wyciągnięte z leśnej nory - w której go urodziła na wpół zdziczała matka. Miał na ciele dziesiątki kleszczy, ale przeżył i baaardzo długo się kochaliśmy, choć niezły był z niego zawadiaka. Potem miałam dziewczynkę o imieniu Priekrasnaja Raisa. Ta śliczna suka rasy owczarek niemiecki była tak mądra ze potrafiła wyciągać z kontaktu kabel zasilający tv- jeśli się nią nikt długo nie zajmował. Miała tez niezwykłą intuicję.
Po niej nastał Gorbi- fantastyczny , rasowy , stalowoszary owczarek kaukaski. Potężny, wielki pies ,który płakał i śmiał się razem ze mną, chociaż tak na co dzień to kawal był z niego cholery.Odszedł po długim i myślę -szczęśliwym życiu , żegnany z wielkimi łzami i bólem. Nic nie mogło go zastąpić ,ale poczucie straty załagodził pan mąż kupując bernardyna- Franka. Bernardyny są fantastyczną rasą . Opiekuńcze , jowialne , spokojne psy z jedną dużą wadą- uwielbiają się włóczyć.
Mój kiedy dorósł, co jakiś czas był na ,, gigancie - czyli, że rozsznurowawszy płot z siatki udawał się na wycieczkę, a potem należało go szukać za pomocą ogłoszeń na słupach , powiadomień o zaginięciu, zamieszczanych w prasie lokalnej i internecie. Z ostatniej wycieczki pies nie powrócił i ogłoszenia z ofertą dużej nagrody na nic się zdały . Na pamiątkę został mi jedynie- spruty, niczym sweterek, metalowy płot od kojca, cośmy go z mężem kazali zbudować z myślą, że zapobiegnie to wycieczkom naszego ulubieńca. Niestety złudne to były nadzieje.
Po tym zdarzeniu kilka lat nie miałam psa.Przyjaciele pytali -co teraz? ty nie masz psa? to nie możliwe. I ja też już bardzo tęskniłam...
Dziś byłam w Inowrocławiu.Pojechałam po prezent z okazji zbliżających się okrągłych urodzin. I OTO Z ZACHWYTEM PRZEDSTAWIAM WAM MOJĄ NAJNOWSZĄ , PSIĄ MIŁOŚĆ.
OTO TYTUS - trzymiesięczny pies rasy buldog angielski. Po pewnym namyśle sądzę, że będzie się do niego mówić - Walduś albo wręcz ,, cycu jeden,,Pasuje prawda?
Dziś pies został wybrany ,obfotografowany i kupiony, ale do domu przyjedzie za 2 tygodnie bo pańcia musi jeszcze odbyć szkolenie u Dionne Swift i poleci w tym celu do Anglii. Ale jak tylko wróci to zaraz, szybciutko uda się nazad do Inowrocławia i przywiezie swoje psie szczęście do domu.Już nie może się doczekać i cieszy się jak małe dziecko.
PSY GÓRĄ
HIP HIP HURRA.
Ja go też kocham :)
OdpowiedzUsuńCycu - no inaczej być nie może!!!!
OdpowiedzUsuńJest cudny!
Niezła sztuka!
OdpowiedzUsuńNiech żyje Tytus-Walduś!
OdpowiedzUsuńJakie śliczne baby. Prawdziwy Cycuś
OdpowiedzUsuńMałe wielkie szczęścia...Pozdrówka-aga
OdpowiedzUsuńprawda -cycu cudowny .moja corka ma pagiego. ja wolam na niego klusek .
OdpowiedzUsuńo rany, ale boski Waldus cycek:D. Rewelacyjny.
OdpowiedzUsuńWielki już urósł, ten Twój wymarzony:) Wyobrażałam sobie jako małego pieszczocha, a tu..... jest co potrzymać:)Cieszę się razem z Tobą z niemałym "bananem" i z oczekiwaniem na szczegóły. Tytus nawet nie wie ile miłości go w życiu czeka, czyż nie?:)
OdpowiedzUsuńPiękna mordka. Mam dla Ciebie nowe Hasło: Pielęgnuj Cyca!
OdpowiedzUsuń