Post ten będzie pamfletem na temat twórczości i osoby Sue Dove- artystki , którą miałam szczęśliwą okazję spotkać w tym roku na londyńskich targach.
Celowo napisałam ,, spotkać,, a nie,, poznać,, - a to z powodu, że ja Jej twórczość znam i od dłuższego czasu obserwuję.
Sztuka włókna od wielu lat stanowiła i stanowi moje hobby i marzenie . Dyplom kończacy studia- robiłam z tkaniny na naszym wydziale malarstwa i ciesze sie ze utworzono dla mnie taki precedens. Pochwalę się tu - że za ów akt twórczy otrzymałam wyróznienie. Ale koniec dygresji . Do rzeczy.
Obserwujac, śledząc i czytajac co mi w łapy wpadnie na ulubiony temat, co i raz natykałam sie na prace Sue Dove.
Nie sposób było przejść koło nich obojetnie.Nieco przekorne , niejednoznaczne , jednocześnie swojskie i egzotyczne zarazem- były niezwykle wciągające. Wibrujace kolory , dynamiczny rysunek , plamy , postacie , ornament sprowadzone do roli znaku plastycznego - to wszystko robiło na mnie duże wrazenie. A jesli dodać do tego niezwykłą warstwę podskórną, przekaz symboliczny- wręcz archetypowy... tę wyczuwalną każdym nerwem,, rio abajo rio,,... czyli rzekę pod rzeką o której tak pieknie opowiada nam Clarissa Pinkola....
Wracałam często do tych prac i zwykle długo, długo się w nie wpatrywałam czując ,jak w głębi serca rodzi się śpiew starej , mądrej , kobiety we mnie, tej ,, zbierającej kości,, od której się moja kultowa i ukochana ,, Biegnąca Z Wilkami ,, zaczyna.
Poważnie.
A potem spotkałam Sue na targach.
Czy to nie cudowne??
I mogłam z Nią chwilę pogadać , choćby po to żeby się ukłonić i powiedzieć ze Jej dziękuję i ze mnie zachwyca to co robi...
I mogłam chwile się pogrzać w blasku tego swiatła którym świeci...
Bo Sue ma światło....Piękne , mocne światło, które mają Ci Wybrańcy, których Bóg w swej dobroci dotknął palcem przy urodzeniu.
Jej jest wyjątkowo jasne.
Kupiłam Jej książkę, którą zarówno ogląda się jak i czyta z wielką przyjemnością. Jest pięknie napisana .Czystym klarownym językiem, prostym i zrozumiałym . Dostałam autograf. Nabyłam drogą kupna jedną z prac Sue- lalkę wykonaną techniką kolażu. Zasili moją kolekcję lalek.
Zostałam wprowadzona na stoisko i nawet się zdarzyło tak ,że Sue wyjęła ,,spod lady,,- uważacie- swoje szkicowniki z projektami , po czym zostały mi one okazane.
Jednym słowem- mogłam przyjrzeć się procesowi twórczemu .I tu -zwrot,, jednym słowem,, okazuje się bardzo adekwatny bo przez kilka minut mogłam tylko z siebie wydusić..,, amazing,,na zmianę z,,o jezu.,,
Gdyby wypadało spędziła bym tam cały czas poświęcony na targi. Ale nie wypadało- a poza tym oglądających było więcej a i miejsca nie za wiele . Tak więc wychodziłam i wracałam kilka razy żeby znów i znów się gapić. Ciągle mi było mało.
Jedno małe spotkanie... i akumulatory naładowane
Sue - jeszcze raz dziękuję ze mogłam choć przez chwilę czerpać z Twoich zasobów.
A czytelników tego bloga zachęcam do wpisania w wyszukiwarkę hasła Sue Dove i obejrzenia prac. Nie chciałam kopiować na bloga cudzych zdjeć a sporo tego jest.
Usciski
Gaja
Beato, dziękuję za piękną relację z targów. Czytam Twoje opowieści i oglądam zdjęcia po raz kolejny. Zaczarowany świat....
OdpowiedzUsuńBardzo pięknie napisałaś o Sue Dove! Pooglądałam sobie jej prace i rzeczywiście są AMAZING! Urzekają kolorem...
OdpowiedzUsuńMatko..., czytając ten Twój opis prac Sue Dove czułam się jak na jakimś koncercie muzycznym. Wzruszające, idę oglądać prace.
OdpowiedzUsuńDlaczego pamflet? Tyle ciepłych słów... to raczej pean na cześć Sue Dove :)
OdpowiedzUsuń