,, UNIKALNA,, BEATA JARMOŁOWSKA

BLOG BEATY JARMOŁOWSKIEJ
MODA,TKANINA, WNETRZA

środa, 22 maja 2013

Moja Polska - czyli katolicki naród kanciarzy

Miałam wczoraj naprawdę dobry dzień....Pewien profesor  otolaryngologii, z miedzynarodową sławą i szef jednego z warszawskich dużych oddziałów  -pokazał mi jak może i powinien być  traktowany pacjent.Wizyta  prywatna - oczywiście, ale zdecydowanie było to najlepiej wydane 200 zł w ostatnim czasie.
 W ciągu 20 minut , które mi poświęcił -odbył się bardzo rzeczowy wywiad, badanie i kwalifikacja do 2 zabiegów operacyjnych w moim  i profesora przekonaniu - .koniecznych . Operacje w ramach NFZ- termin za pół roku.Spodziewałam się, że poczekam dłużej na miejsce w szpitalu klinicznym . Ambulatoryjnie pomogą mi w następną środę i w następną ,jeśli będzie to konieczne -abym we względnym spokoju doczekała do operacji.
DZIŚ RANO zatelefonowała asystentka pana profesora ,aby potwierdzić termin pierwszego zabiegu który od wczoraj został przyspieszony o półtora miesiąca..
No i czy to nie cudnie....
Ale dlaczego piszę o tak dalece prywatnej sprawie.???
Bo wiecie... ja od 7 lat jestem pacjentką najbardziej znanej kliniki laryngologicznej w Polsce . I takiego pierdolnika , lekceważenia pacjentów i daleko idącego niedouczenia w życiu nie  widziałam. Moje objawy lekarz prowadzący kwitował krótkim ,, to niemożliwe , zdaje się pani,,Zaś  pan profesor N. wczoraj orzekł , że jak najbardziej możliwe- wręcz typowe w mojej przypadłości .
O najnowszych zabiegach dotyczących mojego schorzenia  - BYŁEGO   lekarza prowadzącego INFORMOWAŁAM JA ,  podczas gdy pan profesor orzekł ,że zabiegi te to już rutyna i nie widzi problemu.
Za każdą wizytę plus badania  w MOIM BYŁYM INSTYTUCIE płaciłam sumę 240 zł i wizyty te nie wnosiły nic do sprawy, albowiem odmawiano mi skutecznej terapii. Pan profesor N. zlecił tę terapię bez wahania
W ramach  leczenia    mój lekarz prowadzący uznał za  absolutnie konieczny    zakup prywatny  urządzenia za 2,500, które to urzadzenie ma wielkosc 1/4 pudelka zapałek i nie do końca się dla mnie nadaje   .Widząc owo ustrojstwo pan profesor N. uśmiechnął się tylko  i stwierdził ,że należy usunać przyczynę a nie zaleczać skutek.
CAŁKOWICIE SIE Z PANEM PROFESOREM ZGADZAM.
Chcąc podleczyć się u moich  byłych doktorów musiałam za każdym razem zapłacić  900 zł  za punkcję czy dren  i jeszcze ich błagać żeby termin  oczekiwania był   krótszy niż 2 miesiące.
/ tympanopunkcja zajmuje im jakieś 2,5 minuty i wymaga podania leku za 30 zł plus igły ze strzykawką za 1.50/
Na każdą uwagę, ze może by mnie otochirurg obejrzał odpowiadano, że moje objawy są typowo fantomowe , nic to nie da , generuje je chory mózg a raczej drogi przewodzenia . I  ulge przyniesie tylko uzywanie aparatów po  2,500 zł.
Nie przyniosło.

I powiem wam ze jeden wniosek sie nasuwa . Ze my jestesmy kantowani w naszym ukochanym kraju na kazdym kroku. A kanty w białych rekawiczkach sa najbardziej bolesne i czaem trudno sie połapać.Ja straciłam 7 lat - z dolegliwoscia która mnie na szczęście nie zabije, ale jest trudna do wytrzymania.
7 lat  , mnóstwo energii , czasu i kasy poszlo w błoto.

A te piękne zdjęcia pochodzą z odwiedzonego wczoraj centrum ogrodniczego. Wracając z wizyty u Pana Profesora-postanowiłam upamiętnić ten  piękny dzień, w którym wrócono mi nadzieję .
Kupiłam cudny, rzadki  świerk płożący i  kilka innych roślin, a potem  pewien bardzo uprzejmy pan sprzedawca pomylił się w obliczeniach rachunkowych o 75 zł . Oczywiście na swoją korzyść ,ale tym razem miałam refleks .
To tyle a,propos kantów.
Uściski
Gaja
Ps Spokojnie , nic wielkiego mi nie dolega . To tylko ucho.Jedno . Po wielokrotnych, powikłanych  stanach zapalnych. Raczej nie umrę od tego.


niedziela, 12 maja 2013

ECO PRINTING- CZĘŚĆ DRUGA

Nie wytrzymałam  oczywiście i  dwa  kokony  z eco printingiem rozwinęłam dziś. I wiecie co???
To się daje zrobić.... byle odleżało swoje w zawinięciu.
Tu widać jak bardzo eko jest to działanie. Nie tylko misie Koala lubią eukaliptus.
Jedwab zwinięty w kokon i podgotowany  - włożyłam  w plastikową torebkę i zostawiłam w ogrodzie , bo w domu by nie poleżał.
Trzy dni temu to było . Nie zamykałam torby zbyt szczelnie -bo się bałam ,że zapleśnieje.
Dziś zaglądam i co widzę??Całe stado ślimaków żeruje...
Ale spokojnie... ślimaki zdjęłam, sznurki poprzecinałam i rozwijam...
Pierwsza warstwa ... Liście eukaliptusa widać???
Druga warstwa... jakie cudne przecierki mi wyszły...
Jeszcze przed rozwinięciem całości..
Tu już widać całą tkaninę..
I na manekinie...
I w detalu..
Jaki się kresz zrobił...
A teraz drugi kokon ... inna tkanina i zupełnie inne wybarwienie.
I wszystko razem..
Noo...niezłe....
Może rzeczywiście  trzeba kokony  zostawić na 3 tygodnie...
Bo wygląda na  to, że faktycznie... im dłużej się tkanina   kisi - tym lepsze, wyrazniejsze i ciekawsze uzyskujemy rezultaty.
 Tylko muszę coś wymyślić żeby mi  ślimaki nie zeżarły całej roboty.
Usciski
Gaja

czwartek, 9 maja 2013

JAK TO ZE RDZĄ BYLO ... czyli opowiesci z dna starej beczki...

A oto rezultaty zabaw ze starym żelastwem.
Gruby len i cieniutki jedwabny kresz- owinięte na ściance starej beczki po lepiku.Zardzewiałe stare żelastwo ma ze 20 lat ... stoi od budowy ,a że jest wielka to nikt nie ruszał...Teraz się okazało ze mam  skarb - bo powierzchnia  jej ścian pozwoli na farbowanie dużych tkanin.
Shibori  na  zardzewiałej części jakiegoś starego klucza.Na jedwabnym szyfonie.

,, Print ,, z bliska. Niezłe kolory i wzór dziwny. Z .. Obcym.. mi się kojarzy ,ale może dlatego ,że  tam tez dużo zardzewiałych blach wystepowało...
A teraz będą fotki dwóch jedwabnych szalików...
Nie ... ten niebieski niech Was nie zmyli ... to nie rdza. Miałam kiedyś taki kawałek błekitnego jedwabiu. Odbarwiany i barwiony wielokrotnie.. Chyba już skończony.... Chyba...
Subtelne dość to wszystko... i ładne.
Udział wzięli...
Puszeczka herbaty liściastej
Ocet.
Tkaniny jedwabne i lniane.
Folia.
Gumki i sznurek.
Kawałek żelastwa i stara beczka.
Tkaninę namoczyć w occie  , posypać herbatą  liściastą.Złożyć, zwinąć i okręcić dookoła  starego żelastwa. Owinąć folią- żeby ocet nie wysechł.
Zostawić na 24 godziny/ minimum/
Wyjąć i się napawać efektami..
Uprać.

Dobrej zabawy życzę...
Usciski
Gaja




środa, 8 maja 2013

Z PEWNĄ TAKĄ ...NIEŚMIAŁOSCIĄ....

Stwierdzam ze może i coś z tego będzie. Wprawdzie  z eco - printing ,u zrobił się raczej eco dyeing ale co tam.


Tak mi się ładnie pofarbowały te jedwabie ... Smakowite szarości, czernie , pół-brązy... Tak to do siebie pasuje, że normalnie mniam...

Centralnie ukochany jedwabny welurek z devore.W brązach i szarościach . Barwiony w czerwonej kapuście, owinięty dookoła żelaznej, zardzewiałej rurki.
 Jeszcze ciepły...
Devore wyszło cudnie bo jedwab się  zabarwił na brązowo a wiskoza na szaro.,, Alter Ego,, się samo zrobiło...mimochodem i bez wysiłku.
A tu inny kawałek weluru tez z kapusty wyjęty- lekko różowawy z czarnymi pasami- od stalowego pręta.
I tak się to wszystko składa łatwo do kupy i o ubranka  prosi...
Pobawiłam się trochę gałgankami , jak w dziecinstwie  i miałam fajne popołudnie....

Na eco printing - trzeba niestety trochę poczekać, bo kokony z tkaninami  muszą sobie poleżakować. Na jednym mądrym blogu wyczytałam, że 3 tygodnie albo i więcej.
Tyle nie wytrzymam ... TRZY TYGODNIE ???
To jest zajęcie dla bardzo, bardzo cierpliwych i zdyscyplinowanych.
Albo totalnie zapominalskich....
Uściski
Gaja

wtorek, 7 maja 2013

ECO PRINTING PIERWSZE PODEJSCIE

Wszystkie warsztaty , w których w tym roku wezmę udział są z gatunku eco. A to mydła , czy kosmetyki naturalne , a to tkackie ...
 Teraz przyszło na eco printing .
W tej metodzie/ stylu/technice- chodzi o to żeby uzyskać wzór czy barwę wyłącznie przy pomocy barwników naturalnych ,najlepiej  z liści ,kwiatów i pędów roślin.
Mistrzynie -India Flint czy Irit Dulman używaja też  bejcy do zaprawiania tkaniny. India pisze o popiołach, occie, sodzie ,moczniku ,, and so on,,   a Irit - nic nie pisze / tylko  wzmiankuje/
Ponieważ serio myślę o  jakimś ambitnym wyjazdowym warsztacie z tej dziedziny-  muszę wykonać parę prób bo  bez elementarnej choćby wiedzy, pojechać nie mogę.
A tak na marginesie - póznym latem w UK odbędą się 3 warsztaty z Indią Flint. Na wszystkie brak miejsc nawet na listach rezerwowych - co świadczy o wielkim zainteresowaniu osobą nauczycielki i samą metodą.
 Tak więc rozłożyłam ci ja kawałki jedwabiów, lnów, wiskozy , bawełny , bambusa - czyli co tam się w pracownianym śmietniku znalazło...Na to poszedł eukaliptus, ogrodowe i miedziane  liście  plus czerwona kapusta.....
Wszystkie  tkaniny pozawijane zostały w ,, kokony,,. Niektóre dookoła starych metalowych prętów, inne z miedzianą rurką w środku.
Tu widać jak się to wszystko gotuje  razem z liśćmi eukaliptusa . Było w garze  godzinę bo ja jestem strasznie niecierpliwa,  jednakowoż  zdaje się ,że czas jest tu jedną ze znaczących  zmiennych....
Ale zabarwiło się nieżle ... i nawet wzór widać...
Efekt na szyfonach jedwabnych nad podziw subtelny, lecz eukaliptus plus żelazo  - równa się czerń, co jest do wykorzystania naturalnie....
No i koniec zabawy na dzisiaj bo się eukaliptus skończył, a ponieważ daje piękny , intensywny   orańż- to się bez niego nie obejdzie.
Więc dziś w nocy czeka mnie wyjazd  na giełdę kwiatową po nowy zapas, jutro zaś -ćwiczeń ciąg dalszy
Uściski
\Gaja
Ps.
Oj muszę  tę moją wrodzoną niecierpliwość powściągnąć i w garze to na parę godzin zostawić....